pani b.
Ma doświadczenie i kasztanową trwałą. Na krótko, kruciusieńko zawsze przystrzyżona, często w zamaszystej spódnicy albo w sukience. Kiedy szybko wstaje, wymiata nią kurz spod biurka. Spod tablicy. Drobiny kurzu unoszą się wtedy na wysokość półki z kredą i opadają na podniszczony parkiet. Od czasu do czasu zdzieli komuś ławkę dziennikiem. Ale tylko wtedy, kiedy ten ktoś nie wie nic na temat suchego przestworu oceanu, a liryki lozańskie kojarzą mu się wyłącznie z drogą wodą toaletową. Jest ruchliwa i dość sucha w obejściu, ale z werwą. Ma charyzmę i syna, który interesuje się moją koleżanką z ławki. Syn jest dziwny – już to między sobą ustaliłyśmy. Jest kilka lat starszy, więc wozi się na tyłach szkoły z petem między zębami. Jego mama od czasu do czasu zdzieli go za to dziennikiem. Przy kolegach i od razu w łeb. Wtedy synek niby kładzie uszy po sobie, ale na drugi dzień robi to samo. I jeszcze wpuszcza na teren szkoły obcych chłopaków przez dziurę w drucianym ogrodzeniu.
Na boisku strzelają śliną na odległość. Spomiędzy zębów. Wygrywa zazwyczaj ten, który ma sporą diastemę, czyli syn swojej matki.
Pani od polskiego. Facetka z polaka. Nasza pani z dziwnym nazwiskiem, które po zetknięciu z nim długo dźwięczy w uszach. O imieniu dość pospolitym bo patronki górników. Pani od polskiego nosi swój krzyż od 8 do 15. Potem ewentualne korki, wyrównawcze, i powtórzenia świętego materiału z tymi od niewiedzy wszystkiego. A takich nie brakuje, bo to czasami najfajniejsze chłopaki. Starsi, po kilka lat w jednej klasie, z rzadka rzucający mięsem nonkonformiści osiedlowi. Tacy, co to boga w sercu nie mają, bo załatwiła im to patorodzinna przestrzeń z ojcem między wierszami i matką w białej podomce między wersalkami. Tata może górnik, człowiek spracowany, zmłócony w cieniu kopalni. Tata pokuszyciel. Tata odważnik. Tata pijak, bo na dole to trza się szarpać ze swoimi demonami, więc po szychcie wódeczka, parę piwek, kumple z dołu i z góry kierownictwo. Wygodnie w barze. I jest się kimś, jak się zwierzy po pijaku barmanowi. To świadczy o bogatym życiu wewnętrznym zmęczonego człowieka. Zwierzenia, spowiedź, konfesja. Barbaro, opiekunko, miej mnie w swojej opiece i zachowaj etanol ode złego. Zachowaj ryśka, kazika, staśka, zachowaj barmana, barbaro.
Matka w domu pod kocami w podomce zaleguje. Niespełnione marzenia zagryza paznokciami i przekleństwami. Czasem zrobi kakao z cukrem albo placek z jabłkami, ale to musi mieć wyjątkowo dobry humor, bo na przykład kazik naprawił odkurzacz i matka może już sprzątnąć wszystkie ślady swoich całodniowych rozpaczy. Między wersalkami i na półkotapczanie wciąż zaległe łzy.
Pani od polskiego. Nasza facetka pokrzepicielka. Podczas zebrań z rodzicami wskrzesza ducha rodzicielstwa i smaruje fałszywe laurki swoim uczniom, żeby dorosły jeden z drugim nie zdzielił dziecka swego przedmiotem cięższym od dziennika, na przykład ciężką ręką rodzicielską. Ma cudowne moce i zdolności magiczne. Rozrzedza dwuznaczne sytuacje i wymywa ostrość koleżeńskich sporów. Jako pośredniczka między światem różnej maści młodych i wątpliwej cierpliwości ich starych – łagodzi obyczaje. Barbaro, opiekunko, miej mnie w swojej opiece i zachowaj matkę i ojca ode złego. Zachowaj od nerwów, racz mi dać spokój, barbaro. Zachowaj kasię, rafała, anię, zachowaj drzewa przed bramą szkoły, zachowaj przed bramą drzewa, barbaro.